Menu Zamknij

Tomek Pieñczak – the Assholy playground

Uwaga, uwaga, uwaga! Wywiad bomba! Dzisiaj gościem naszego bloga jest Tomek Pieńczak! Wszechstronny artysta, którego raczej przedstawiać nie trzeba. Jeżeli jednak są tacy, którzy nie kojarzą – szybciutko biegiem do lektury! 😁 Co więcej, to jest pierwszy wywiad, przy którym zastanawialiśmy się, czy nie podzielić go na dwie części. Ostatecznie, artykuł ląduje w jednym kawałku. Taaaak, będzie dużo czytania! 😁


Cześć Tomek! Opowiedz trochę o sobie. Jak to się stało, że zająłeś się szeroko pojętą grafiką, kiedy?

Jak tlenu potrzebuję czuć radość z robienia rzeczy, żyć po swojemu, szybko i tak, by być jak najbardziej zadowolonym z upływającego czasu. Od kilku lat jestem w ciągłej podróży – żyjąc pomiędzy Warszawą, a miejscami na styku lądu i oceanu – otoczony przez palmy i ciepło. Tworzy to klimat, w którym chce mi się wstawać rano i działać. Tworzę rzeczy i są to najczęściej szeroko pojęte prace wizualne – głównie ilustracje, rysunek, murale, linoryty. Choć nie zamykam się na inne formy, a wręcz uwielbiam się nimi bawić. Na moich pracach często gości dupek, Assholy, z którym eksploruję świat i nieznane mi lądy.

Grafikę jako dziedzinę dotknąłem w kolejnym kroku po fascynacji rysunkiem i malowaniem graffiti. Kiedy w moje dłonie wpadły albumy z logotypami i plakatami, szybko skonfrontowałem je z tym, co kojarzyłem z polskich ulic i otaczającego mnie świata reklamy. Grafika komputerowa na początku kojarzyła mi się bardzo źle i nie była dla mnie tak szlachetna jak tematy warsztatowe. Jednak mocno do gustu przypadła mi prosta, minimalistyczna i sterylna forma w plakacie, którą zacząłem posługiwać się za pomocą grafiki wektorowej. Zaczęło mnie fascynować tworzenie języka wizualnego opartego o proste formy i komunikaty, które niosą za sobą szerszy wydźwięk. Takie trafianie w punkt i na temat, bez przegadywania wątku – minimum formy i maksimum treści. Co ciekawe jako sześciolatek przygotowałem swoją pierwszą, prostą animacje, którą właśnie w oparciu o formy zbliżone do wektorów wdrożyłem w ruch na komputerze Amiga 500. Wspaniałe wspomnienie.

Moje pierwsze graficzne kroki w praktyce postawiłem nieco przymuszony sytuacją, gdy musiałem jeden ze swoich rysunków przekształcić w nadruk na koszulkę. Nie miałem pojęcia, jak przenieść odręczny rysunek, wykonany na kartce do formy cyfrowej. To zmusiło mnie do zgłębienia wiedzy na temat programów graficznych i tak przy pomocy najbliższych mi osób udało się przekształcić odręczny rysunek w wektor. Od tego momentu to właśnie wektorowa forma zafascynowała mnie bardziej, kosztem klasycznego rysowania. Tak powstały moje pierwsze prace ilustracyjne i kolejno pierwsze plakaty, które przygotowałem na imprezy i koncerty. Aby nauczyć się obsługi programów, systemu pracy i doświadczyć pracy przy dużych projektach dość szybko zatrudniłem się w agencji, która przyjęła mnie bez znajomości obsługi programów Adobe, a jedynie na bazie roboczego portfolio, koncepcji i pomysłów. Agencja na poziomie opakowań i kampanii obsługiwała największe marki w Polsce, tak więc praca pod presją i z dużą ilością projektów oraz bez wspomnianej znajomości programów graficznych szybko przygotowała mnie do wejścia na zawodostwo. Równolegle studiowałem wzornictwo, gdzie „starałem się” poszerzać wiedzę. Bardzo skracając tę historię, ale kiedy przeszedłem etapy od junior designera do art directora, regularnie zmieniając miejsce zatrudnienia, z zebraną wiedzą i doświadczeniem oraz niezłą pulą własnych klientów, których obsługiwałem równolegle, odciąłem wszystkie gałęzie i ponownie skupiłem się na ilustracji i rozwijaniu siebie jako ilustratora. Dzięki doświadczeniu mogłem wdrażać swoje ilustracje szerzej niż tylko początkowe plakaty i koszulki. Moje prace pojawiły się w projektach, w których wykorzystałem wiedzę zdobytą w pracy jako Art Director. Były to pełne kampanie, złożone z wielu etapów kreacji, ale także rynek opakowań, projekty użytkowe, itp.

Swoją jednoosobową działalność ilustratorską zamieniłem na pracę w zespole i aktualnie projekty ilustratorskie realizujemy pod szyldem studia tpienczak.com. Oprócz projektów brandingowo-ilustracyjnych, jednym z głównych zadań studia, jest wsparcie działań portalu z treściami do rozwoju osobistego slowtalks.pl. Dodatkowo współtworzę brand odzieżowy GRUO, w którym, wraz z naszym złotym teamem, projektujemy, szyjemy i dystrybuujemy wysokiej jakości użytkowe i przyjemne ubrania. Z miłości do kawy w jakości speciality zainicjowałem projekt Coffee Dealer, dzięki któremu dzielimy się kawą ze światem.

Jak tworzysz swoje prace? Używasz narzędzi cyfrowych czy analogowych? Może masz jakieś ulubione?

To zależy jaki mam nastrój, co chcę osiągnąć i jakie mam zadanie do wykonania. Najbardziej uniwersalnym zestawem narzędziowym jest dla mnie ołówek + marker i ten duet pojawia się od zawsze w moich pracach. Do tego dorzucam pisaki lub farby, czasami kredki. W ten sposób maluję i rysuję po wszystkim: w szkicownikach, na kartkach, po szkle, na płótnie, na ścianach. Lubię okazjonalnie dłubać dłutem w linorycie, bardzo mnie to wycisza i uspokaja. W świecie cyfrowym rzeczy ilustracyjne przygotowuję w Ilustratorze, gdzie osiągnąłem wysoki skill w pracy na touchpadzie. Działam też okazjonalnie na iPadzie. W obszarze cyfrowym korzystam z prostych narzędzi imitujących właśnie ołówek lub marker. Nie korzystam z efekciarskich pędzli, ponieważ drażnią mój proces i nie mają przełożenia na rzeczywistość. Od święta przygotuję coś na rastrach w Photoshopie, na którym zdarza mi się obrabiać skany, makietować lub wizualizować projekty. Aktualnie do grona narzędzi cyfrowych mogę dorzucić telefon – jako sprzęt do nagrywania i montowania filmów. No i oczywiście mój ukochany Ricoh, którym w statyczny sposób rejestruję moje często intensywne i zabiegane życie, robiąc zdjęcia do „domowego archiwum”.

Skąd bierzesz tematy swoich prac? Czym lub kim się inspirujesz?

Są dwa źródła: Pierwsze to obserwacje i emocje. Kiedy tworzę coś dla zaspokojenia swojej własnej ochoty, potrzeby, wrażliwości. I ten proces jest u mnie od lat na pierwszym miejscu, to on popycha mnie dalej, powoduje, że chce mi się rano wstać, bo czeka na mnie nowa rzecz do wykonania, nieznany i fascynujący proces, w którym mogę się zapaść, przemyśleć jakieś sytuacje, przepracować fragmenty z mojego życia. I nawet podczas pracy etatowej pielęgnowałem ten aspekt. Mówię „nawet” ponieważ pracując etatowo równolegle obsługiwałem swoich klientów i sumarycznie zajmowało mi to 12-16h dziennie. W tym hardkorowym czasie mocno broniłem swojej przestrzeni do tworzenia rzeczy z zajawki, które są zgodne ze mną, rozwijają jakieś projekty, które sobie wymyśliłem – hobbystycznie, dla czystej pasji, które z czasem przeobraziły się w coś większego.

A drugie źródło to świat, w którym współpracuję z klientami. Tam temat nadaje klient poprzez brief lub temat kampanii. Interpretuję go i przekuwam po swojemu jednak motywacja jest tutaj inna, pojawiają się zobowiązania, terminy. Jest to też fascynująca podróż, ponieważ w pracach opartych na współpracy poruszamy tematy, których sam mógłbym nie dotknąć, nie wpaść na nie lub ich nie poczuć samodzielnie. Mogę dzięki temu skonfrontować się z innymi światami, wyjść do nowych osób, pozostając jednak w swoim stylu, robiąc swoje we własnym obszarze zainteresowań i pasji. Jest to często bardzo pouczające i pozytywnie zmieniające, poszerzające perspektywę zjawisko.

Co do inspiracji – na pewno podróże i estetyka odwiedzanych miejsc oraz dźwięki i muzyka. Od kilku lat regularnie przemieszczam się – zwiedziłem w szczególności masę miast odwiedzając przy tym niezliczoną ilość miejsc związanych w różny sposób ze sztukami wizualnymi. Galerie, muzea, ale też sklepy, kawiarnie i restauracje, hotele, zwracam uwagę na oznaczenia dróg, plakaty, kampanie obecne w miastach, graffiti, sztukę uliczną. Jest to bezpośrednie obcowanie z czymś, co możemy znaleźć w albumach (jeżeli ktoś też zwrócił na to uwagę, sfotografował i wydał), czy na ekranie telefonu, w socialach. Z taką różnicą, że są to na tyle nietuzinkowe doznania, że nie da się ich przeżyć zdalnie. Trzeba być na miejscu, złapać kontekst danego miejsca, przeżyć coś i delektować się napływającą energią, inspiracją.

Co do muzyki, to ona otwiera mi głowę i serce, coś podpowiada, powoduje, że chcę działać, pobudza myślenie o czymś, przywołuje wspomnienia i skojarzenia. Kolejno ubieram to w formę to, co czuję, bez znaczenia jakiego medium użyję i czy dokonam jedynie szkicu, czy finalnej pracy. Sam proces jest piękny i niepowtarzalny, a obserwowanie tego zjawiska jest bardzo interesujące.

Jak dowiedziałaś się o istnieniu Cerasusa i co spowodowało, że u nas zostałeś?

Mogę pomylić kolejność, ale najpierw rozmawiałem z Michałem, który przedstawił mi cały koncept drukarni, a potem poleciła mi Was Justyna Frąckiewicz (edit: Justyna również zgodziła się odpowiedzieć na nasze pytania – so stay in touch 😉)  i w trzecim kroku skusiłem się na próbny wydruk. I tak już zostało na dłużej. Szukałem miejsca, z którym będę mógł współpracować stacjonarnie, w Warszawie, chociaż, jak pokazał czas, nasza współpraca przetrwała różnicę tysięcy kilometrów.

Oczywiście drukowałem swoje prace w różnych miejscach przy realizacji dużej ilości różnorodnych projektów – kluczowa jest współpraca z kilkoma, zaufanymi producentami, gdzie dla mnie kluczową rolę odgrywa człowiek i to z kim i jak mogę współpracować. Co ciekawe, gdy kilka lat temu chciałem wydrukować swoje ilustracje w formacie 50×70 nie było to tak oczywiste jak teraz i bardzo ciężko było mi znaleźć kogokolwiek, kto wykona druk w estetyce na jakiej mi zależało. Cieszę się, że pewnego dnia trafiliśmy na siebie.

Dzięki Tomek, my również! Na czym polega u Ciebie proces wyboru drukarni, na czym zależy Ci najbardziej (poza jakością wydruku oczywiście)?

Lubię pracować z ludźmi i ten ludzki aspekt jest dla mnie niezwykle istotny. Relacyjność jest kluczowa od zawsze, zwłaszcza, gdy zlecam druk projektu, który powstał 14 tysięcy kilometrów od Warszawy. Zależy mi na spokoju w głowie, na tym, by nie przejmować się procesem i oddać wykonanie w zaufane ręce. Dlatego większość najfajniejszych rzeczy drukuję z osobami, z którymi udało mi się porozmawiać, nawiązać relację. Z tymi, którzy stają się moimi znajomymi. Super jest to, że z osobami, z którymi współpracuję łączą mnie wspólne światy, dzięki czemu komunikacja na wielu poziomach jest skrócona, nie wymaga zbędnego tłumaczenia, przegadywania wątków i od razu wiadomo „o co chodzi”. Traktuję cały proces drukarski jak pracę zespołową. Współtworzenie projektu to poniekąd zaproszenie do mojego intymnego świata. Lubię mieć spokój w głowie, gdy wiem, że egzekucja projektów, nad którymi pracowałem lub myślałem długi czas odbędzie się na wysokim poziomie. No i fajnie mieć ten spokój na etapie tworzenia projektu i myśl o tym, że całość zostanie wyprodukowana w przyszłości w odpowiedni sposób, bez wątpliwości i znaków zapytania, które mogłyby zaburzyć proces twórczy.

Nam, jak wiesz, również bardzo zależy na relacjach. Pewnie dlatego tak dobrze się nam wspólnie pracuje. Co z papierem? Masz ulubiony, na którym reprodukujesz swoje dzieła?

Lubię szorstkie papiery z fakturą – tyczy się to zarówno druku jak i szkicowników, na których pracuję oraz papierów, na których tworzę oryginały. Dodatkowym atutem, dla mnie, jest lekko zżółknięty kolor, który wynika ze sposobu wykonywania papieru (bez dodatkowych tzw. „vintydżowych” stylizacji). Lubię, gdy papier do rysowania jest gruby, bo czerpię dużą frajdę z tworzenia na takim podłożu i lubię czuć podobną gramaturę po reprodukcji, przed włożeniem przedrukowanego rysunku w ramę. A to co najbardziej hipnotyzuje mnie i łapie za serce to nietuzinkowa faktura papieru i najlepiej nieregularna tekstura oraz brudy, których istnienie też mają swoje uzasadnienie.

Kawa czy herbata?

Kawa rano i herbata w ciągu dnia. Od lat góruje kawa koniecznie w jakości speciality, parzona alternatywnie, chociaż czasami dla sportu zdarzy mi się wstąpić na cierpkie, przepalone espresso do baru hiszpańskiego dziadziusia. A najlepiej, gdy ziarna pochodzą z paczki, do której przygotowałem etykietę. W podróży eksploruję różne smaki, a w domu aktualnie piję tylko i wyłącznie Coffee Dealera – kawę, którą mam przyjemność współtworzyć. Jest zaprojektowana tak, by móc dać najwyższą jakość kawy speciality do domów, także dla tych, którzy nie mają specjalistycznego sprzętu i parzą ją domowymi sposobami. Jest to idea, którą wymyśliłem jako zaproszenie do świata kawy, tak by jak najwięcej osób mogło cieszyć się radością picia tego wspaniałego trunku, który może smakować zupełnie inaczej niż to, do czego zostaliśmy przyzwyczajeni w domu lub w masowych kawiarniach. Po południu lub wieczorem lubię zaparzyć lub zapalić liście herbaty - wszystko zależy od rodzaju dnia i nastroju.

Wakacje / czas wolny

Bardzo ważna i istotna sprawa, której nie doceniałem w przeszłości. Być może kiedyś miałem taki czas, że musiałem nadrobić kilka spraw i pracować za czterech, ale aktualnie odpoczynek jest piekielnie ważnym elementem mojego życia. Ma ogromny wpływ na kondycję spraw prywatnych i procesu twórczego, dlatego wypoczywam regularnie. Nie chcę cisnąć na siłę, tak jak kiedyś i chcę odpuszczać, kiedy trzeba. Nie biorę już zbyt wielu rzeczy na raz (a zdarzało się to notorycznie) i nie udowadniam sobie jak wiele rzeczy jestem w stanie zrobić, w krótkim czasie. Korzystam z tego, że w ostatnich latach przebywam w rajskich destynacjach i oczywiście w tych rajskich warunkach ciążą na mnie takie same obowiązki jak wszędzie, jednak przez to, że mam łatwy dostęp do plaż, pięknych i dzikich nieodkrytych miejsc, a dookoła otaczają mnie palmy i bananowce, tworząc wspaniały cień do relaksu, to w prosty sposób i niskim nakładem czasu mogę zmienić miejsce, by zapomnieć o wszystkim i odpocząć.

Jeżeli chodzi o sam odpoczynek uwielbiam spędzać czas aktywnie, co daje mi poczucie, że robię coś pożytecznego i nie marnuję czasu, ale robię coś dobrego dla siebie, głowy, ciała. Lubię spędzać czas ze sobą, ze znajomymi, wykonując czynności, na które nie znajduję przestrzeni w codziennym czasie. Dodatkowo staram się trzymać wolne weekendy. Z dala od maili, telefonu, rozmów o projektach, blablabla, bo ile można?! Celowo piszę staram się, ponieważ nadal zdarzają się tygodnie, gdy muszę (i chcę) poświęcić się dla sprawy. To co stopniowo wprowadzałem do swojego cyklu pracy to tzw. wolny, święty piątek. Jest to czas poświęcony na błądzenie i szukanie nowych twórczych rzeczy. Jednak czas ten jest odseparowany od projektów komercyjnych, klientów i rzeczy, które trzeba zrobić. W piątki tworzę to, co mi się podoba i jak mi się podoba, dzięki czemu także odpoczywam i miękko wchodzę w weekend, podczas, którego jestem w stanie odpocząć i to tak naprawdę odpocząć.

Ciekawy jestem, gdzie pracujesz? Dom czy własne studio? Przy Waszym trybie życia i podróży pytanie szczególnie zasadne! Poza tym – praca z ludźmi czy solo w spokoju?

To zależy gdzie i w jakim domu aktualnie mieszkam. Ze względu na tryb życia oparty na przemieszczaniu się, staram się angażować w takie miejsca, gdzie jestem w stanie stworzyć przestrzeń do pracy biurowej, zdjęciowej i pracy tzw. brudnej – właśnie tam pochylam się nad rysunkami, szkicami, obrazami. Jest to o tyle trudne, że mój dom zmienia się, co jakiś czas i wymaga to ode mnie szybkiego wejścia w nową przestrzeń, a co najważniejsze, a zarazem najtrudniejsze – znalezienie jej. Kolejno muszę poczuć miejsce, setupować się od podstaw, zbudować sobie rutynę, wejść w rytm i znowu poczuć to, polubić i przypilnować, by wszystko działało jak trzeba i przynosiło frajdę oraz satysfakcję. Wkładając trud w przygotowania takiego miejsca wiem, że za jakiś czas będę musiał zrobić to wszystko od nowa. Jest to mocna batalia do przepracowania w głowie, ale na ten moment lubię to.

Odnośnie pracy solo i z ludźmi – na etapie czucia i odkrywania pomysłów lubię pracować sam, gdy nikt nie zaburza moich myśli i spokoju. Na poziomie organizacji projektu oraz egzekucji, pracuję już w zespole. Jednak by dojść do mocniejszych wniosków alienuje się, wyciszam i zagłębiam w swoim świecie, w którym nic nie drażni mnie, nie dekoncentruje i mogę szybciej dojść do puenty.

Jak widzisz przyszłość grafiki, plakatu, ilustracji?

Coraz rzadziej śledzę rynek, brakuje mi jakiejś iskry i nie koncentruję tam swojej uwagi. Nie myślę na zapas, dlatego nie poświęcam czasu na analizy, nie angażuję się w branżę, nie ma mnie na eventach, ponieważ żyję w swoim świecie, gdzieś daleko. Kiedyś przytłoczyło mnie rozdmuchiwanie tych samych problemów przez innych twórców i zbiorowe narzekactwo na rzeczy, które nie funkcjonują. To niczego nie zmienia. Zawsze traktowałem swoją pracę indywidualnie. Gdy słyszałem, że inni mają problemy z klientem X, ja umiałem się z nim dogadać. Popełniając błąd raz, nie popełniałem go drugi – ot, szybka i skuteczna lekcja. Jestem skupiony na robieniu rzeczy, które sprawiają mi przyjemność i na szukaniu rozwiązań, które pozwalają mi spełnić twórcze marzenia.

Tworzę, jak czuję, co czuję i bez znaczenia w jakim kierunku będą się rozwijały poszczególne kategorie - będę robił swoje rzeczy, tak jak mi się podobają. Wszystko się zmienia, wymaga zmian i reakcji i nic nie jest przypisane na stałe.

Jak wygląda Twój dzień pracy?

Dzień zaczynam wcześnie, wstaję wraz ze słońcem, ogarniam się, ćwiczę i potem medytuję. Jest to super pakiet startowy na rozpoczęcie jakościowego dnia. Piszę dziennik, spisuję emocje, czytam i uczę się czegoś. Rzucam sobie wyzwania, zgłębiam zagadnienia, tematy, by pobudzać swój mózg do działania i móc czerpać więcej z życia. Uczucie progresu w prostych, niezwiązanych z pracą sprawach, jest super przyjemne. Kolejno rytualnie parzę kawkę, chwytam za narzędzia, idę pracować nad rzeczą, która fascynuje mnie danego dnia lub ćwiczę coś wizualnego. I tak trwam do godziny 12-13, kiedy zaczynam swój blok żywieniowy lekkim i pożywnym śniadaniem. Potem zaczyna się praca, czyli siadam do projektów i zadań, do których jestem zobligowany czasowo. Staram się tak dzielić obowiązki, by jednego dnia wykonać jak najwięcej pracy z jednej kategorii tzn. pracuję w blokach i np. jednego dnia załatwiam sprawy mailowe projektu X, w inny dzień zajmuję się tylko projektem Y, a w pozostałe dni tylko rysuję i jestem wyłączony z kontaktu ze światem. Dzieje się dużo i jestem przyzwyczajony do bycia zaangażowanym w kilka wątków na raz, dlatego uporządkowanie spraw jest dla mnie kluczowe.

Zazdroszczę organizacji! A marzenia? Te zawodowe oczywiście 😊 Zdradzisz?

Chcę uszczęśliwić swoją pracą jak największą liczbę ludzi na całym świecie. Inspirować, wpływać na ich dobry nastrój, dodawać otuchy, zmieniać perspektywę. Tworzyć rzeczy duże, zarabiać duże pieniądze, by móc realizować marzenia i całe życie żyć, tak jak teraz – w zgodzie ze sobą.

Co przynosi Ci najwięcej satysfakcji w pracy?

Każda rzecz, której bałem się podjąć, a okazała się moim osobistym sukcesem. I każde ryzyko, jakie muszę podjąć by zrezygnować z wcześniej obranej, sprawdzonej drogi, by przenieść się na inny tor, który prowadzi w nieznane. Uczenie się nowych rzeczy, w które muszę zainwestować czas i siły, kosztem pracy zarobkowej, które dają super frajdę i efekty w przyszłości. To, że ufam sobie, wierzę w to co robię. To, że ludzie ludzie lubią i szanują to, co robię, że ma to wpływ na ich życia i emocje. Że mogę inspirować i dodawać otuchy po prostu będąc sobą. To że nie muszę się uginać, robić rzeczy, których bym się wstydził, kłamać, pozować. I to, że mogę pracować według swojej wizji, tam gdzie chcę, kiedy chcę i z kim chcę.

Brzmi bombowo! Aż się rozmarzyłem! Tomek, Twoje największe sukcesy to…

Mój lifestyle – szczęśliwe życie w wiecznej podróży, w egzotycznych zakątkach ziemi, z żoną u boku. To, że tworzę co chcę i jak chcę i że daję tym komuś wartość. I że jest to doceniane. To, że mogę myśleć, żyć i realizować pasję, która daje mi ogromną satysfakcję. To, że nigdy nie narzekałem na brak zleceń i to, że klienci zgłaszali się sami. Zaczynając ilustrować zrobiłem sobie listę i kategorie klientów z różnych światów, do których chciałbym dotrzeć. I lista ta spełniła się! I właśnie o to chodziło. Dlatego szykuję nową listę do zupełnie nowych rzeczy.

Szczęśliwe życie! Najlepsza decyzja jaką podjąłeś w życiu zawodowym?

Aktualnie to taka, by przestać być i definiować się jako ilustrator, przez co zacząłem myśleć o swojej twórczości o wiele szerzej, bez zamykania się w formy, nawet te wizualne. Dodatkowo do listy mogę dorzucić to, że podejmowałem decyzje związane z ryzykiem, rezygnowałem ze źródeł przychodu, klientów, bo tak po prostu czułem. Nie było to uzasadnione ekonomicznie, nie było to zdroworozsądkowe, ale robiłem to, bo słuchałem intuicji. Również to, że zrezygnowałem z pracy na etacie, a pracując w agencjach zwalniałem się wielokrotnie sam. Byłem skoczkiem i nie słuchałem obietnic bez pokrycia niektórych moich pracodawców – co okazało się słuszne.

Jak ładujesz baterie?

Jest to w moim przypadku złożony proces, który udoskonalam wraz z upływającym czasem. Bo nie jest to takie oczywiste, o czym dowiedziałem się, gdy stałem się bardziej świadomym użytkownikiem samego siebie. Nie potrafię przełączyć się z dnia na dzień w tryb odpoczynku, odpocząć i wrócić do pracy. Dlatego codzienna medytacja, troska o swoje ciało, mózg, kontrolowanie emocji, umiejętność oddzielenia spraw trudnych od siebie, zamykanie wątków i tematów zawodowych, w komputerze, a nie bycie w ciągłym ciągu pracy (chociaż i tak często sobie o niej myśle, ale to świadoma decyzja), izolacja od społecznościówek. Wszystko to pozwala mi łatwiej przełączyć się w tryb odpoczynku, podczas którego zmieniam kontekst i miejsce. Przebywanie w super przemyślanych i ładnych przestrzeniach masuje mi mózg. Ruch, pozwolenie na „nicnierobienie”, wolna głowa, spotkanie ze znajomymi, chillout, koncert, muzyka, rysowanie. Mocnym doładowaniem baterii jest dla mnie mała wycieczka, czasami podróż, a czasami eksplorowanie miejsca zamieszkania i popatrzenie na nie z innej perspektywy. Choć kiedyś tak nie twierdziłem, to teraz wiem, że lubię odpoczynek, widzę jak dodaje mi jakości, jednak wymaga wiele treningu i troski, by był taki jak być powinien.

Cenne uwagi, dzięki! Co ostatnio czytałaś wartego polecenia?

Aktualnie mam rozgrzebany Przewodnik Psychodelicznego Podróżnika, w tym roku odświeżyłem Witkaca i Niemyte Dusze, Cztery Umowy Michale’a Ruiza, Książkę do psychoterapii Bartosza Wrony oraz reportaże Mariusza Szczygła. Głównie czytam reportaże oraz książki tzw. rozwojowe.

Zawyżasz średnią polskiego czytelnika 😉 Na koniec – czy polecisz innym Cerasusa?

Pod warunkiem, że będę miał priorytet wśród klientów, gdy po poleceniu ustawi się do Was kolejka klientów 😜

Ha, ha 😁 Masz to jak w banku! Tomek! Ogromnie Ci dziękuję, że znalazłeś czas na rozmowę. Myślę, że Czytelnicy znajdą tu wiele inspiracji. Poza tym to chyba najdłuższy dotąd wywiad na blogu Cerasusa! Trzymajcie się z Joanną ciepło i do zobaczenia u nas 😊

Pozdrowienia z Lanzarote, krainy wiecznej wiosny!


Poniżej znajdziecie linki do kanałów Tomka:

wwwInstagramSlowtalks

Zapraszamy do subskrybowania naszego newslettera, w którym, między innymi, będziemy informować o kolejnych wywiadach.

newsletter